Przebieg katechezy dorosłych- warsztatów 2024/2025:
- Pretekstem do spotkań będzie dziewięć tekstów, które można rozumieć albo jako obronę chrześcijaństwa (tzw. apologię), albo jako zastosowanie chrześcijaństwa do obrony samych chrześcijan, a najbardziej jako uzasadnienie nadziei, która w nas jest.
- Przed spotkaniem uczestnicy otrzymują krótki tekst (druk albo via mail, do ustalenia; jeśli druk - dostępny do poniedziałku, tydzień przed spotkaniem, w zakrystii do odbioru i kolportowania). Czytając zwracamy uwagę zwłaszcza na to, co oświetla nam dzisiejszą kondycję chrześcijan i pomaga w realizacji misji w świecie.
- Rozpoczynamy od omówienia tekstu i wyjaśnienia niejasności.
- Następnie podejmujemy główne pytanie: co w przeczytanym tekście jest trwałym dziedzictwem chrześcijaństwa, które możemy aktualizować do dziś? Interesuje nas podejście nie tyle historyczne (chociaż i to pomocniczo), co problemowe - zwracamy uwagę na aktualność problemów i poszukujemy w apologiach impulsu do nazwania i rozwiązania naszych dzisiejszych problemów.
- Prowadzący przedstawia i rozwija kilka tez aktualizujących, które podlegają dyskusji.
- Spotkanie kończy się spisaniem wniosków do wdrożenia w życiu, parafii, rodzinie - na teraz. Kolejne spotkanie rozpoczyna się od przeglądu tego, czy i co dało się wdrożyć w ciągu miesiąca, jakie napotkaliśmy ograniczenia, a może udało się więcej niż zakładaliśmy.
Spotkanie 1. - Chrześcijaństwo jako uniwersalna praktyka i jednocząca wizja rzeczywistości. Św. Justyn Męczennik (100–ok. 165) Czy przestało takim być? Za co oddał życie Justyn? Dlaczego ponosi porażki? Co właściwe jest rdzeniem orędzia chrześcijańskiego? Na ile da się to wypowiedzieć w języku sekularnym? Czy praktykowanie form pobożności jest faktycznie równoznaczne z życiem chrześcijańskim? - To wstępne pytania, ale nie wszystkie będą musiały zostać podjęte, należy traktować je jako impuls
KATECHEZA DOROSŁYCH – spotkanie 1 (poniedziałek 28.10.2024) godz. 18.45
TEKST DO ROZWAŻENIA
Uniwersalna praktyka i jednocząca wizja rzeczywistości Św. Justyn Męczennik (100–ok. 165)
Justyn Męczennik, 1 i 2 Apologia, Dialog z Żydem Tryfonem, tłum. L. Misiarczyk, Warszawa 2012.
1 Apologia: Życie według Logosu i wbrew Logosowi I, 6.
Oczywiście, wskutek tego także nas nazywa się ateistami. Bez wątpienia, jesteśmy nimi, ale tylko w stosunku do owych fałszywych bogów, nigdy zaś w stosunku do Boga prawdziwego, Ojca sprawiedliwości, czystości i innych cnót, w którym nie ma żadnej przymieszki zła. Zarówno Jemu samemu, jak Jego Synowi, którego do nas posłał, by nas o tym wszystkim pouczył, a także zastępom otaczających Go i podobnych doń innych dobrych aniołów, wreszcie Duchowi proroczemu składamy uwielbienie i pokłon, oddając im cześć zgodną z rozumem i prawdą. Naukę zaś, jaką nam oni przekazali, opowiadamy chętnie oraz ściśle – tak jak ją otrzymaliśmy – każdemu, kto tylko gotów jej słuchać.
I, 9. Nie składamy jednak żadnych ofiar ani wieńców bałwanom, jakie sobie ludzie utworzyli i poustawiawszy w świątyniach, nazwali „bogami”, ponieważ wiemy, że to tylko bezduszne i martwe przedmioty, kształtem swym do Boga niepodobne. Bóg – zdaniem naszym – jest zupełnie inny niż wszystkie owe wizerunki, w jakich się Go przedstawia dla celów kultu religijnego; te wizerunki, razem z ich nazwami, to raczej wyobrażenia owych złych demonów, jakie się niegdyś ludziom ukazywały. Sami przecież dobrze wiecie, jak artyści materiał na nie obrabiają, jak je wygładzają, przycinają, topią i kują, jak nieraz nawet po prostu przerabiają je ze zwyczajnych naczyń, zmieniając tylko ich wygląd i odpowiednio kształtując, by je później móc nazwać bogami. Według nas już samo nadawanie nazwy „boga” przedmiotom podlegającym zepsuciu i wymagającym starannej opieki jest rzeczą nie tylko nierozumną, ale wręcz ubliżającą prawdziwemu Bogu, którego wspaniałości nikt przecież wysłowić nie zdoła. Cóż zaś dopiero mówić o tym – co również nie jest dla was tajemnicą – że artyści, którzy owe bałwany tworzą, to przeważnie rozpustnicy, mający na sumieniu wszelkiego rodzaju niegodziwości, o jakich chyba nie potrzeba mówić; ludzie, którzy uwodzą nawet młode niewolnice pomagające im w pracy. Zaiste, szczyt zaślepienia: bezwstydne łotry tworzą i kształtują bóstwa, przed którymi wy na twarz padacie; co więcej, powierzacie nawet tym łotrom strzeżenie świątyń, w których owe bóstwa poustawialiście, nie zdając sobie sprawy, jaka to bezbożność myśleć i mówić, że ludzie są stróżami bogów. […]
I, 46. Niektórzy będą zapewne starali się podważyć naszą naukę następującym rozumowaniem: ponieważ Chrystus narodził się dopiero przed 150 laty, za Kwirynusa, a jeszcze później, bo dopiero za Poncjusza Piłata wystąpił z nauką, jaką Mu przypisujemy, wynikałoby z tego, że w takim razie wszyscy ludzie, jacy przed Nim żyli, wolni są od odpowiedzialności. Uprzedzając tego rodzaju zarzut, odpowiemy nań od razu. Zaznaczyliśmy już poprzednio, że według tego, jak nam przekazano, Chrystus jest pierworodnym Synem Boga, a zarazem Logosem, w którym uczestniczy cały rodzaj ludzki. Skoro tak jest, zatem ci wszyscy ludzie, którzy wiedli życie zgodne z Logosem, czyli naprawdę rozumne, zawsze byli w gruncie rzeczy chrześcijanami, chociażby nawet uchodzili za ateuszów, jak na przykład spośród Greków Sokrates, Heraklit czy im podobni, spośród barbarzyńców zaś Abraham, Ananiasz, Azariasz, Mizael, Eliasz, oraz wielu innych, których czynów i imion wyliczać nie mam teraz czasu. Jak zaś chrześcijanami, niezłomnymi i niewzruszonymi, byli i są wszyscy, którzy żyją zgodnie z Logosem-rozumem, tak też na odwrót, ci wszyscy, którzy kiedykolwiek lekceważyli sobie Logos, nierozumnie żyjąc, zawsze byli ludźmi złymi, wrogami Chrystusa i mordercami zwolenników Logosu. [s. 46–48, 73]
2 Apologia: Odkrywanie Logosu II, 10.
Rzecz jasna, że nasza nauka przewyższa wszelką wiedzę ludzką, ponieważ w Chrystusie objawił się w pełni cały Logos wcielony, z ciałem i duszą. Jeśli kiedykolwiek przedtem filozofowie lub prawodawcy coś trafnego powiedzieli lub odkryli, zawdzięczali to tylko temu, że usilnie badając i rozmyślając, zdołali odnaleźć i dostrzec w sobie samych cząsteczkę owego Logosu. Nie znając go jednak w pełni, tak jak istniał on w Chrystusie, wpadali częstokroć w sprzeczności. Ale też niejednokrotnie tych spośród nich, którzy w przedchrystusowych czasach usiłowali ludzkim rozumem badać i zgłębiać prawdę, wleczono przed sądy jako bezbożników i nowinkarzy. Sokratesa, najbardziej pod tym względem zdecydowanego, oskarżono o to samo co i nas, mianowicie, że wprowadza nowe bóstwa, a odrzuca bogów państwowych. Tymczasem on wprawdzie wykluczył ze swej koncepcji Rzeczypospolitej złe demony oraz bóstwa, o których bajdurzą poeci, tłumaczył nawet ludziom, że Homera i innych poetów powinni wręcz odrzucić, ale zarazem nauczał ich, że zgodnie z trzeźwym rozumem muszą szukać jakiegoś nieznanego prawdziwego Boga. Zwykł był przy tym powtarzać, iż „Ojca i twórcę wszechrzeczy niełatwo znaleźć, a nawet gdy się go znajdzie, niebezpiecznie opowiadać o nim publicznie”. To jednak urzeczywistnił własną mocą nasz Chrystus. Sokratesowi nikt nie uwierzył tak bezwzględnie, by aż śmierć ponieść za jego naukę, Chrystusowi natomiast […] uwierzyli nie tylko filozofowie i uczeni, lecz nawet rzemieślnicy i zwyczajni prostacy, gardząc sławą, strachem i śmiercią. Ale bo też był On Mocą niewysłowionego Ojca, nie zaś zwyczajnym naczyniem ludzkiej mądrości. [s. 97]